Festiwal Open’er 2012

BjörkW dniach 4–7 lipca 2012 na terenie lotniska wojskowego Gdynia-Kosakowo odbyła się jedenasta edycja największego festiwalu muzycznego w Polsce pod nazwą Open’er Festival. Oprócz występów gwiazd polskiej i zagranicznej sceny muzycznej w tym roku festiwal wyjątkowo poszerzył formułę o ciekawe wydarzenia związane z teatrem, kulturą i sztuką. Była to moja druga edycja Open’era (pierwsza – rok temu) i nigdy nie czułam się do tego stopnia przesiąknięta muzyką i innymi cudownymi wytworami ludzkiej wyobraźni i kreatywności, iż do moich życiowych postanowień dołączyło coroczne „bywalstwo” na tymże festiwalu dopóki zdrowie i finanse będą jako tako sprzyjać. Tak bujając się od sceny do sceny, chłonąc muzyczne wibracje i obserwując ekstatyczno-histeryczne reakcje tłumu na byle „raz, raz, raz, próba mikrofonu” (o gwieździe muzyki we własnej osobie już nie wspominając), doszłam do wniosku, że wspaniale jest być muzykiem i nieść takie emocje. Może nachodziło mnie nawet chwilami płonne marzenie z serii „Ohh I wanna be a rock star”. Muzykiem już raczej nie będę, i tu podziękowania dla mojej nauczycielki gry na pianinie z czasów dzieciństwa, która stosując linijko-bicie po łapkach za brak zadania domowego, skutecznie zniechęciła mnie do nauki gry na jakimkolwiek instrumencie, tym samym zapewne przekreślając moje szanse na wielką światową karierę muzyczną… Pozostaje więc dziękować organizatorom i sponsorom (ALTERART, Heineken), że bierni odbiorcy kultury, do których się zaliczam, mogą rokrocznie uczestniczyć w tego typu wydarzeniu.

Zanim ze scen rozległy się pierwsze dźwięki inaugurujące kolejną edycję festiwalu, trzeba było przecież „zainstalować” swój tymczasowy dom na gigantycznym polu namiotowym. Od pierwszego dnia niestety aura nie sprzyjała i wielu festiwalowiczów było zmuszonych do walki z namiotowymi śledziami, rurkami i sznurkami w strugach deszczu. Nam, na szczęście, udało się poradzić z tym oprzyrządowaniem dość szybko i to jeszcze przed oberwaniem chmury, także z lekką satysfakcją muszę przyznać, obserwowałyśmy mężczyzn jeszcze walczących i moknących z wnętrza naszego bezpiecznego i suchego poliestrowego azylu. Na całe szczęście pogoda okazała się na tyle wyrozumiała, iż podczas pierwszych koncertów nie musieliśmy już moknąć.

Scena główna

BjörkMuzycznych artystów można było podziwiać pod trzema dużymi scenami: Main Stage, Tent Stage, World Stage oraz nieco mniejszymi: Alter Space, Beat Stage i Talents Stage. Naturalnie najwięcej słuchaczy gromadziła co wieczór scena główna (Main Stage). Serię rewelacyjnych koncertów tegorocznej edycji rozpoczęła pierwszego dnia grupa Fisz Emade Tworzywo Sztuczne, czyli najsłynniejsza inkarnacja muzyczna braci Waglewskich. Utalentowani bracia już po raz kolejny gościli na Open’erze, i po raz kolejny zaczarowali rewelacyjnym eksperymentalno-hip-hopowo-rockowym brzmieniem, inteligentną przeplatanką rymów i świetnym kontaktem z publicznością. Następnie na scenę zawitał amerykańsko-brytyjski duet damsko-męski The Kills, dla którego ten występ był pierwszym w Polsce. Daniem głównym tego dnia, a zarazem wisienką na torcie, była dla wielu niezaprzeczalnie Islandka Björk. Mimo że nie należę do grona jej wielbicieli, „przycupnęłam” na jakiś czas pod sceną, ponieważ cała oprawa koncertu od egzotycznego wyglądu samej wokalistki, poprzez intrygujące instrumenty, do dynamicznych wizualizacji na telebimach niesamowicie przyciągały. Rzeczywiście Björk na żywo elektryzuje i przeszywa do szpiku kości. Wieloletni fani artystki z pewnością docenili ten występ, tym bardziej, że jeszcze przed rozpoczęciem festiwalu Björk odwołała kilka koncertów w Europie z powodu problemów zdrowotnych i nikt nie był pewien czy rzeczywiście zawita ona do Gdyni. Wspaniałe, magiczne zdjęcia z tego koncertu autorstwa Kamili Buturli można zobaczyć na stronie www.labuturla.pl; parę z nich uatrakcyjnia również niniejszy tekst.

Zaskakującym projektem na scenie głównej z pewnością był duet wybitnego polskiego kompozytora Krzysztofa Pendereckiego oraz gitarzysty grupy Radiohead – Jonny’ego Greenwooda. Panowie zagrali drugiego dnia festiwalu i było to wydarzenie bezprecedensowe w historii Open’era, ponieważ po raz pierwszy na scenie festiwalu zagrała ponad pięćdziesięcioosobowa orkiestra. Inni artyści sceny głównej, których występów nie mogłam przegapić, to francuski duet muzyki elektronicznej Justice, szkocki zespół Indie, rockowy Franz Ferdinand oraz stosunkowo młody, bo 2,5-letni folk-rockowy londyński zespół Mumford&Sons, których muzyka przyciąga tłumy, mimo że tworzą swoje brzmienia przy użyciu wielu tradycyjnych i mało popularnych już dziś instrumentów, np. banjo i mandoliny.

BjörkBjörk

Pozostali artyści Main Stage’u, których niestety nie udało mi się posłuchać na żywo, to legendarny New Order, Kapela ze Wsi Warszawa, Bon Iver, L.Stadt, Bloc Party, The Cardigans, Cool Kids Of Death, The Mars Volta oraz The XX. Niestety, prawdopodobnie największą bolączką festiwalowiczów jest to, że koncerty odbywają się na wszystkich scenach jednocześnie. Ułożenie więc idealnego planu festiwalowych poczynań, który zawierałby koncerty wszystkich ulubionych artystów, graniczy z cudem. Często też bywało, przynajmniej w naszym przypadku, że kiedy kończył się jeden świetny koncert na scenie głównej, zaczynał się właśnie inny z serii „muszę-tam-być” na położonej na drugim końcu terenu scenie namiotowej, także teleportacja byłaby tutaj jak najbardziej pożądaną zdolnością nadprzyrodzoną. Niestety tego jeszcze ani Amerykanie ani Rosjanie nie wymyślili, dlatego też musiałyśmy liczyć na własne umiejętności organizacyjne oraz szybkie dobiegnięcie z punktu A do punktu B.

Scena pod namiotem

Inną ważną sceną Open’era była Tent Stage, czyli scena pod ogromnym niebieskim namiotem. Zawitały pod niego takie gwiazdy, jak: June, Tres.B, Yeasayer, The Ting Tings, rewelacyjny duet Orbital, Iza Lach, Dry the River, Jamie Woon, The Maccabees, Jessie Ware, UL/KR, Toro Y Moi, Nosowska, M83, Julia Marcell, The KDMS, Świetliki, Bat For Lashes, Friendly Fires oraz SBTRKT. Szczególnym zainteresowaniem cieszyła się francuska grupa M83, na której koncert przybyły dzikie tłumy (zespół świetny, ale nie jest w Polsce przesadnie znany i myślę, że w dużej mierze przyczyniła się do jego popularności wśród festiwalowiczów telewizyjna reklama piwa LECH, w której tle można usłyszeć ich piosenkę „Midnight City”). Niezwykle charyzmatyczny na scenie okazał się również brytyjski zespół Indie rockowy Friendly Fires, którego wokalista, Ed Macfarlane, został nieoficjalnie okrzyknięty najlepszym tancerzem tej edycji (zainteresowanych odsyłam do materiałów wideo dostępnych na YouTube).

Scena światowa

Scena World również nie ustępowała innym pod względem rangi artystów, którzy się na niej pojawili. Niestety, mimo wytężenia moich zdolności logistycznych do maksimum, jedyny zespół, którego końcówkę udało mi się zobaczyć, to polski KlezmaFour. Nie słyszałam o nich wcześniej, ale grają bardzo pobudzającą muzykę…klezmerską, hi hi. Mnie to osobiście nic nie mówi, ale tak podaje ciocia Wikipedia. Jednak, aby nieco przybliżyć gatunek ich brzmienia, powiedziałabym, że jest to bałkańskie łamane przez żydowskie granie. Innymi „światowymi” artystami byli m.in. Soja, Wiz Khalifa, Pablopavo i Praczas, Major Lazer, Public Enemy czy Janelle Monae.

PowódźScena główna

Alternatywni i utalentowani

Sceny Alter Space oraz Talents Stage, choć nie tak oblegane jak te opisane powyżej, również miały do zaoferowania ciekawe koncerty mniej znanych, alternatywnych i czasem dopiero raczkujących artystów z Polski i z zagranicy. Na alternatywnych scenach posłuchać można było m.in.: Meli Koteluk, grupy Psychocukier, czy Coldair. Dla amatorów didżejskich setów do późnych godzin nocnych grała codziennie Beat Stage.

Teatr Open'era

Jak już wspomniałam na wstępie, tegoroczna edycja Festiwalu Open’er to nie tylko muzyka, ale także sztuka. Po raz pierwszy na festiwalu w gigantycznych białych namiotach pojawiły się deski teatralne. Do współpracy zaproszono warszawski Nowy Teatr, który zdecydował się wystawić dla festiwalowiczów dwa niesamowite spektakle. Pierwszy to „Anioły w Ameryce” – sztuka autorstwa Tony’ego Kushnera, tutaj w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego, w której mogliśmy podziwiać czołówkę polskich aktorów, m.in.: Andrzeja Chyrę, Magdalenę Cielecką, Danutę Stenkę, Maję Ostaszewską, Macieja Stuhra, Jacka Poniedziałka, Stanisławę Celińską, Rafała Maćkowiaka czy Tomasza Tyndyka. Poruszający spektakl o trudnej miłości homoseksualnej i otaczającym ją społecznym tabu wystawiany był codziennie i trwał, bagatela, prawie 6 godzin, z jedną 30-minutową przerwą, ale warto było! Drugim spektaklo-performansem było dzieło brytyjsko-niemieckiego kolektywu teatralnego Gob Squad pt. „BEFORE YOUR VERY EYES”, co w wolnym tłumaczeniu oznacza „Na waszych oczach”, i rzeczywiście, na oczach publiczności grupka przesympatycznych dzieciaków zamknięta w pokoju o oszklonych ścianach „doświadcza” wszystkich etapów życia. Widzowie niczym Wielki Brat obserwują ich zachowania i oglądają nagrania wywiadów z małymi aktorami, gdy ci byli znacznie mniejsi. Sami bohaterowie przedstawienia słuchają i oglądają młodsze wersje samych siebie, ich dziecięce wizje i nadzieje na przyszłość. Nieco surrealistyczna, ale niesamowicie prawdziwa, pełna poczucia humoru i momentami wzruszająca konfrontacja dziecięcych marzeń z brutalną rzeczywistością dorosłego życia.

Alterkino

Innym kulturalnym strzałem w dziesiątkę okazało się ALTERKINO, czyli kolejny gigantyczny biały namiot, a w nim ekran raczący „znudzone muzyką” (o ile to w ogóle możliwe) lub poszukujące innych wrażeń osoby perełkami z jednego z najważniejszych europejskich festiwali filmów dokumentalnych PLANETE+ DOC FILM FESTIVAL. Leżąc na przewygodnej pomarańczowej pufie z pysznym cappuccino w ręku, udało nam się zobaczyć „Chwała dziwkom”, opisujący brutalną codzienność reprezentantek najstarszego zawodu świata w Tajlandii, Bangladeszu i Meksyku, „Kumaré. Guru dla każdego”, którego reżyser, Vikram Gandhi (nomen omen), wcielił się w postać fikcyjnego wschodniego guru nawracającego ludzi na ścieżkę wiary, oraz wspaniały „Bombay Beach”, ukazujący życie w kalifornijskim niespełnionym raju urlopowym i codzienność jego 200 mieszkańców. Oczywiście to tylko trzy dokumenty spośród znacznie bogatszego repertuaru.

Galeria Open'era

Totem - Maurycy GomulickiKolejną pozamuzyczną propozycją, również bez precedensu w historii Open’era, stała się Galeria Open'era, która zagości w repertuarze już na stałe. Dyrektor festiwalu, Mikołaj Ziółkowski, chce, aby stał się on „platformą prezentacji i inspiracją artystów”. Co roku teren festiwalu będzie polem działań innego artysty. W tym roku swoją instalację – gigantyczny totem w neonowych barwach – postawił Maurycy Gomulicki, warszawiakom na pewno znany za sprawą „Światłotrysku” – różowego pomnika w kształcie szklanki z bąbelkami w środku. Kolejną platformą dla sztuki stał się jeden z hangarów, w którym warszawskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej otworzyło niecodzienną kabinę projekcyjną. Festiwalowicze mogli w niej oglądać ciekawe autorskie teledyski nagrane do znanych piosenek oraz instalacje wideo poświęcone dźwiękowi i muzyce.

Moda

Wielbiciele mody gromadzili się co wieczór pod Fashion Stage, gdzie swoje kreacje z serii „jestem w stanie wyjść w tym do ludzi”, ale też te nieco bardziej ekscentryczne, prezentowali młodzi polscy projektanci i projektantki. Wiele osób zapewne zatrzymywało się pod sceną po to, aby nie tylko podziwiać stroje, ale także bajecznej urody modelki i modeli;). Jeszcze słowo à propos mody: zapewne, jak co roku, i w tym kapryśna aura niejako narzuciła jeden stale powtarzający się trend – gumiaki i peleryna. Gdyby ktoś szukał pomysłu na tymczasowy biznes, polecam zaparkowanie pod główną bramą festiwalu miniciężarówką wypełnioną ortalionowymi narzutami i gumowcami (im śliczniejsze i w kwiatuszki, tym lepiej, koniecznie z tabliczką „SKRACAMY NA MIEJSCU” dla dziewczyn lubiących botki jedynie nieco poza kostki). Najlepiej przyjmować walutę euro i mieć terminal dla kart zbliżeniowych (z racji narzuconej specjalnej waluty openerowej festiwalowicze rzadko mają przy sobie gotówkę). Można zarobić na dobre wakacje.;-)

Niewątpliwie ważnym elementem corocznego Open’era jest strefa NGO, czyli miejsce, gdzie przeróżne organizacje non-profit mają możliwość przedstawienia swoich działań, uwrażliwienia na wiele ważnych kwestii wymagających społecznej interwencji i wsparcia oraz zwerbowania wolontariuszy. W szeregu dwudziestu organizacji w tym roku znalazła się m.in. Fundacja La Strada, Centrum Praw Kobiet, Dzieci Niczyje czy Amnesty International Polska. Naprawdę warto poświęcić parę chwil między jednym gofrem a drugim koncertem, ponieważ można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy, no i wygrać fajne nagrody ;).

Diabelski młynMgła

Jeszcze kilka słów o festiwalowym „survivalu”. W strefie gastronomicznej płacić można wspomnianą wyżej walutą (1 kupon – 3 zł), można nabyć specjalną festiwalową kartę płatniczą lub płacić swoją własną, bodajże jedynie zbliżeniowo. Z głodu raczej umrzeć się nie da. Oprócz „tradycyjnej polskiej kuchni”, czyli gofrów, kebabów, zapiekanek i frytek, można uraczyć swoje podniebienie kuchnią bardziej wykwintną – sushi w pudełku na wynos, smakołykami kuchni indyjskiej czy greckiej. Nigdy bym nie przypuszczała, że pierwszy raz spróbuję baklawy nie w Grecji czy Turcji, ale w Gdyni! Oczywiście wygoda wygodą, hotele hotelami, ale aby przeżyć festiwal w dwustu procentach i doświadczyć jego atmosfery, Kod Dobrych Praktyk każdego bywalca festiwali nakazuje przebywanie na jego terenie (prawie) 24 godziny dzień w dzień, biorąc na klatę wszelkie jego „wygody”. Inni by rzekli, że za tyle muzycznych emocji warto przeżyć zalane namioty, błoto po kostki, 2-godzinne kolejki do pryszniców z ciepłą wodą w środku nocy (w dzień prawdopodobnie czas oczekiwania wydłuża się do 4 godzin) i wątpliwej czystości TOI TOI-e. Takie są fakty, nie takie rzeczy się w wojsku robiło i na to trzeba być przygotowanym!

Do zobaczenia na przyszłorocznej edycji!

Marta Koziarz
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.