Kultura > Młode pióra

Ewa Suśniak – jadę na spontanie

Ewa SuśniakDziś naszym gościem będzie ktoś wyjątkowy. Już dawno skończyła pracę nad powieścią zatytułowaną „Zaklęty kamień”, jednak książki jeszcze przez jakiś czas nie znajdziecie w sklepach? Dlaczego? Ponieważ autorka otrzymała całkiem sporą liczbę propozycji wydawniczych, więc obecnie uważnie studiuje nadesłane umowy, aby wybrać najlepszą ofertę. Proszę państwa, oto Ewa Suśniak – młoda, obiecująca pisarka, której pracą zainteresowało się aż pięciu wydawców.

O blogu Ewy dowiaduję się w ostatniej chwili. Większość tekstów jest już skończona, lada dzień na stronie ma się ukazać pierwszy wywiad cyklu. Teoretycznie ciut za późno na przygotowywanie nowej „rozmowy”, a mimo to postanawiam spróbować szczęścia. Z lekkimi wyrzutami sumienia piszę do młodej autorki. Okazuje się, iż nie popełniam błędu. Ewa jest miła, obdarzona poczuciem humoru i… bardzo obowiązkowa. Przysyła odpowiedzi niemal natychmiast, szybciej nawet od osób, które otrzymały pytania kilka tygodni wcześniej.

Proszę, powiedz kilka słów o swojej książce.

Główną bohaterką jest nastoletnia Kornelia, której życie zmienia się w dniu osiemnastych urodzin. Dostaje w prezencie kamień – jak łatwo się domyślić, tytułowy „Zaklęty kamień”, który wywraca jej świat do góry nogami. Dziewczyna dowiaduje się, kim tak naprawdę jest i zmuszona jest nauczyć się żyć na nowo, stawiając czoła czyhającym na każdym kroku niebezpieczeństwom. Przekonuje się, że nikomu nie może ufać, bo nie każdy jest tym, za kogo się podaje.

Dlaczego zainteresowałabyś się „Zaklętym kamieniem” (gdybyś nie była jego autorką, oczywiście)?

Z pewnością zainteresowałabym się „Zaklętym kamieniem” głównie dlatego, iż jest to opowieść z gatunku fantasy, który kocham całym sercem. Poza tym bohaterowie są mniej więcej moimi równolatkami, rozmawiają współczesnym, prostym językiem, który dla każdego jest zrozumiały; a przede wszystkim akcja dzieje się w Polsce. Kocham swój kraj i, gdy widzę książki swoich rodaków, których główni bohaterowie mieszkają za granicą, nieco mnie odrzuca. Poza tym, nic nie jest tam w stu procentach pewne. Lubię trwać w niepewności przez kilka rozdziałów, więc z pewnością to również zapunktowałoby u mnie na plus.

Dlaczego zdecydowałaś się na osadzenie akcji w Polsce? Nie obraź się, ale większość debiutantów zwykle woli pisać o fantastycznych krainach, Ameryce, Francji czy Anglii.

Nie widzę powodu, dla którego miałabym się obrazić. Wybrałam Polskę, ponieważ tu mieszkam, najlepiej znam polskie zwyczaje i kocham swój kraj, dlatego też to właśnie o nim sama chciałabym czytać. Jestem Polką, więc piszę o Polsce. Poza tym, panuje powszechne przekonanie, że fantastyczne rzeczy mogą dziać się tylko w USA, Wielkiej Brytanii, Anglii, czy innych krajach, tylko nie w Polsce. Ja chciałam pokazać, że nie zawsze musi tak być. Zawsze lubiłam odbiegać od schematu.

Co zainspirowało Cię do napisania książki?

Właściwie to do stworzenia „Zaklętego kamienia” zainspirował mnie teledysk mojego ulubionego zespołu Black Veil Brides, pt. „Fallen Angels”. Na początku myślałam o stworzeniu kilku osobnych wątków, a bohaterowie dowiedzieliby się o sobie dopiero po jakimś czasie, jednakże wygrzebałam ze staroci jakieś swoje opowiadanie o grupie przyjaciół i postanowiłam połączyć je z pomysłem o dzieciach – gwiazdach. I tak właśnie powstała opowieść.

Pisałam ją około pół roku, zaczęłam na początku wakacji.

A samo życie? Czy z niego również czerpiesz inspirację? Może bohaterowie „Zaklętego” mają swoje odpowiedniki w rzeczywistości?

Jeśli chodzi o odpowiedniki, każda z postaci nie tylko w „Zaklętym kamieniu”, lecz również w innych moich opowieściach ma w sobie zarówno coś ze mnie, jak i z moich przyjaciół. Czasem obserwując ich, zapamiętuję różne, ciekawe zachowania, które później przypisuję odpowiednim bohaterom. A inspiracją, moim zdaniem, powinien być każdy sam dla siebie.

Dlaczego wybrałaś właśnie fantastykę, a nie któryś z bardziej „wzniosłych” gatunków?

Piszę jak lubię i o czym lubię. Fantastyka to gatunek, który kocham, w którym czuję się dobrze. A jeśli komuś to nie pasuje, trudno. Nie wszystkim można dogodzić .

Czy publikowałaś już wcześniej?

Na blogach publikuję od dwunastego roku życia, więc już prawie pięć lat, jednak, żeby spróbować wysłać swój tekst do wydawnictwa, zdecydowałam dopiero niedawno.

Ciężko było przerobić bloga na prawdziwą powieść?

„Zaklęty kamień” to absolutnie nie „przerobiony blog”. Oprócz mojej „bety”, treść znam tylko ja, i oczywiście wydawnictwa, które zasypałam swoim tekstem jako propozycją wydawniczą.

W takim razie, kiedy zdecydowałaś, iż „Zaklęty kamień” nie jest „tylko” materiałem na kolejnego bloga?

Właściwie kiedy zaczynałam go pisać wiedziałam już, że chciałabym, by było to „coś większego”.

Czy po zakończeniu pracy nad powieścią, dostrzegłaś jakieś zmiany w swoim stylu pisarskim?

Chyba tak. Uważam, że mój styl podczas pisania „kamienia” ewoluował i w chwili obecnej jest dużo lepszy, niż był na początku mojej przygody z pisaniem książki.

Najpierw postanowiłam napisać do jednego wydawnictwa, które poleciła mi znajoma. Sama wydała u nich książkę i bardzo je zachwalała. Niestety, umowa wydawnicza, którą chcieli zaproponować mi ci państwo, w ostatniej chwili została zmieniona na bardzo dla mnie niekorzystną, dlatego porozsyłałam swój tekst do pięciu innych wydawnictw. Na razie otrzymałam odpowiedzi pozytywne od trzech z nich i staram się przeanalizować wszystkie „za” i „przeciw”, by nie skończyło się tak, jak poprzednio.

Czy jesteś zadowolona ze swojego debiutu?

Powiedzmy, że fifty-fifty. Uważam, że jest dobrze, jednak wiem, że stać mnie na więcej, co udowodnię w swojej kolejnej książce. Przez nieprzyjemną sytuację, o której pisałam wcześniej proces wydawniczy nieco się wydłuży, jednakże wierzę, że gdy już książka się ukaże, dostarczy mi choć kilku powodów do dumy. Takim powodem będzie każda, szczera, pozytywna opinia na temat książki.

Jednak muszę przyznać, iż chwile zwątpienia zdarzają mi się dosyć często. Po prostu są momenty, kiedy siadam, patrzę na swój tekst i wmawiam sobie, że jest do niczego, że tylko się nim skompromituję, a ludzie go wyśmieją. Gdyby nie komentarze, zarówno te pochlebne, jak również krytyczne, pewnie już dawno bym się poddała. Pochlebne sprawiają, że robi mi się cieplej w sercu, a krytyczne pozwalają mi dopatrzeć się błędów i poprawić je. A gdy to robię, poprawiam i zapisuję nową wersję, zawsze dostaję porządnego „kopa energii”, a słowa „będzie dobrze!” zagłuszają wszystkie zmartwienia oraz wątpliwości.

Co sądzisz o konstruktywnej krytyce? Czy jest pomocna? A może ona oraz „trollowanie” to jedno i to samo?

To zdecydowanie nie jedno i to samo. Konstruktywna krytyka to wytknięcie mocnych i słabych stron i uzasadnienie swojego zdania. „Trollowanie” to nic innego jak chamskie, niegrzeczne, nieuzasadnione teksty znudzonych internautów mające na celu zdenerwowanie autora.

Debiutant, w przeciwieństwie do doświadczonego pisarza, nie może liczyć ani na magię sławnego nazwiska, ani na rzeszę wiernych fanów, co w takim razie może zrobić, aby rozreklamować swoją książkę?

Działać! Czy to na blogu, czy na portalach społecznościowych takich tak Twitter czy Facebook. Warto także zainteresować swoją książką gazety takie jak BRAVO, które, pomimo tego, że nie przypadają do gustu każdemu, to jednak posiadają szerokie grono odbiorców. Ponadto można skrzyknąć znajomych, nakręcić coś na kształt zwiastuna i wrzucić na Youtube. Możliwości jest naprawdę dużo, trzeba się tylko trochę postarać i wymyślić coś, czego wykonanie byłoby proste i co mogłoby przyciągnąć chociażby najmniejszą grupę odbiorców. W końcu jeśli książka się spodoba, zostanie polecona kolegom odbiorcy, koledzy polecą swoim kolegom i w taki sposób zbierze się dość pokaźna grupa.

Co porabiasz teraz? Może pracujesz nad nową książką?

Ależ tak! Nie umiem długo usiedzieć bez pisania, więc gdy skończę jedno, od razu zaczynam drugie.

Pisanie to dla mnie odskocznia od problemów – podróż w mój własny, samodzielnie stworzony od początku do końca świat, w którym mogę robić, co chcę, być kim chcę i opisywać przygody, które chciałabym przeżyć w prawdziwym życiu.

Może w takim razie opowiesz ciut więcej o tym, jak piszesz?

Zazwyczaj jadę na tzw. „spontana”, chociaż czasem bywa tak, że biorę notesik i ołówkiem notuję, co ma być w konkretnym rozdziale. Często też jest tak, że po jakimś czasie od napisania rozdziału czytam go i decyduję, że jednak powinno być troszkę inaczej, i przerabiam. I tak dziesiątki razy.

Czy pisać można się nauczyć? A może po prostu trzeba z takim talentem się urodzić?

Myślę, że można np. urodzić się bez talentu do pisania powieści, czy wierszy, lecz nabyte, czy to w domu, czy w szkole zamiłowanie do literatury, czytanie dużej ilości książek i pisanie własnych tekstów może spowodować rozwój pisarskiego stylu. Wszystko zależy od człowieka i tego, czy chce się rozwijać w tym kierunku, czy nie.

Czyli czytanie cudzych książek pomaga… A co z oryginalnością oraz niepowtarzalnością stylu?

Czytanie książek innych autorów zdecydowanie rozwija w nas pasję do literatury. Na pewno nie zabija niepowtarzalności stylu, ale może mieć swój wkład w szlifowanie pisarskich umiejętności. To dzięki książce danego autora ktoś może sobie powiedzieć: „Też tak chcę, chcę zacząć pisać.” i przy pomocy tegoż dzieła wymyśleć coś swojego, może mało oryginalnego, ale jednak swojego. A od tego już tylko krok od urozmaicania, przebudowywania swoich wyobrażeń i wymyślania całkiem nowych rzeczy, istot, zdarzeń, które mogą pomóc nam uciec od kłopotów i kto wie, może w przyszłości nasze słowa podziałają na kogoś tak, jak książka autora X podziałała na nas.

Co w takim razie sprawia, iż książka staje się bestsellerem? Oryginalny pomysł? Wartka akcja? „Pełnokrwiste” postaci? Dopracowany świat? A może poprawna polszczyzna?

Nie potrafię wybrać jednej z tych cech. Wszystkie razem tworzą idealną całość, która wciąga czytelnika bez reszty. Jeśli, załóżmy, autor ma oryginalny pomysł, lecz postaci są jednolite i nudne, ucierpi na tym całość.

Czy chciałabyś dodać coś na koniec?

Nie, nie chcę nic dodawać. Wszystko, co można by powiedzieć, zawarte jest w odpowiedziach na Twoje pytania.

W takim razie, to już wszystko. Bardzo dziękuję za wywiad. Drodzy Czytelnicy, jeśli zainteresowała Was książka „Zaklęty kamień”, nie zapomnijcie odwiedzić poświęconego jej bloga: http://zaklety-kamien.blog.onet.pl/ Jeśli jednak wciąż nie czujecie się przekonani, koniecznie przeczytajcie poniższe fragmenty książki, może po tym zmienicie zdanie.

FRAGMENT I

- Wszystkiego najlepszego!

            W drzwiach stała niewysoka, szczupła szatynka o ciemnych oczach. Uśmiechała się serdecznie, a w wyciągniętej ręce trzymała małą, ozdobną torebkę.

            - Klara, jak miło cię widzieć! To dla mnie?

            - Nie. Tak po prostu sobie stoję i wyciągam rękę z ładną torebką w kwiatuszki, bo mi się nudzi. Pewnie, że dla ciebie. – Zaśmiała się, robiąc krok do przodu, wręcz wpychając podarunek w dłoń koleżanki. – A jak tam imprezka?

            - Daj spokój. Traktują mnie, jakbym była jakąś… sama nie wiem. Na początku mi się to podobało, ale teraz powoli zaczyna mnie to męczyć. Jedynie Fabian zachowuje się w miarę normalnie.

            - Fabian to twój kuzyn. Nigdy nie będzie normalny. – Uśmiechnęła się widząc, że jej słowa choć trochę rozbawiły Kornelię.

            Żałowała, że nie mogła zaprosić jej do środka. Że chociaż raz nie mogła być wobec niej w porządku i powiedzieć „Wchodź, nie krępuj się”. Wiedziała, że matka nie znosi Klary. Zresztą, chyba była jedyną osobą w okolicy, która nie zwracała uwagi na kiepską sytuację w rodzinie koleżanki oraz na specyficzny styl ubierania.

            - No to co? Widzimy się w poniedziałek, nie? Jeszcze raz wszystkiego najlepszego.

            Odeszła, zanim Kornelia zdążyła cokolwiek odpowiedzieć. Uśmiechnęła się lekko spoglądając na trzymaną w dłoni torebkę i zamknęła drzwi. W dużo lepszym humorze wróciła do oczekującego w kuchni towarzystwa i, rzucając przepraszający uśmiech, usiadła na jedynym, wolnym krześle. Odłożyła torebkę na kolana, uprzednio przeglądając się w srebrnej, perfekcyjnie wypolerowanej łyżeczce.

            - Nie mów, że to ta Szczepańska była. Jeszcze tej wariatki tu brakowało – burknęła Bianka, wygrzebując orzechy ze swojego kawałka tortu. – Ja w ogóle nie rozumiem, jak ty możesz zadawać się z tą dziwaczką.

            - Hej, nie przesadzaj. Klara nie jest dziwaczką, lubię ją. – Uśmiechnęła się. – Uznajmy temat za zakończony, smacznego.

            - Oj, no weź – wtrąciła się Magda. – Pokaż chociaż, co księżna Mordoru ci przyniosła.

            - Wiecie co? Miło było, ale nara. Jeśli tak mają wyglądać moje urodziny, to ja dziękuję.

            Przewiesiła leżącą dotychczas na kolanach torebkę przez nadgarstek, wzięła ze stołu talerzyk z ciastem, po czym podniosła się z krzesła i skierowała kroki ku swojemu pokojowi. Gdy tam dotarła, zamknęła drzwi na klucz, odłożyła talerzyk na biurko i usiadła na łóżku. Gdyby wiedziała, że to wszystko tak się skończy, pewnie symulowałaby chorobę, by tego uniknąć. Lubiła Biankę, Magdę i resztę dziewczyn,  lecz sposób, w jaki mówiły o Klarze, za każdym razem wyprowadzał ją z równowagi.

            - Okej, Korni, nie myśl o tym – powiedziała sama do siebie i, starając się pozbyć wszystkich, negatywnych myśli, zdjęła torebkę z nadgarstka.

            Niepewnie zajrzała do środka. Znała Szczepańską i wiedziała, jak dziwny prezent mogła jej podarować. Były już laleczki voodo, kanarki, „zestaw małego terrorysty”…

            Uśmiechnęła się, widząc czarny kamień zawieszony na rzemyku takiego samego koloru oraz niewielką, aczkolwiek pomysłową, kolorową urodzinową kartkę. Wysypała zawartość na łóżko i odłożyła torebkę na bok, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z obydwu przedmiotów. Wzięła do ręki naszyjnik, szczególną uwagę zwracając na wzory widniejące na ozdobnym kartoniku, do którego był przymocowany. Pamiętała, że podobne naszyjniki widziała ostatnio w jednym z empików, lecz po ogromnych zakupach nie zostało jej wystarczająco pieniędzy, by kupić sobie jeden z nich.

            Z uśmiechem na ustach odłożyła naszyjnik na szafkę stojącą tuż obok łóżka, teraz przenosząc całą swoją uwagę na urodzinową kartkę. Zabawna buźka widniejąca na jej zewnętrznej stronie poszerzyła uśmiech na twarzy dziewczyny, która absolutnie zachwycona wykonaniem laurki otworzyła ją, ciekawa wypisanych w środku życzeń.

FRAGMENT II

Najgorsze we wszystkim było to, że każde drzewo wyglądało tak samo, a chwila nieuwagi mogła skończyć się atakiem wilkołaka. Próbował pozostać niezauważony, lecz po godzinach tułaczki i licznych ucieczek jego świadomość zaczęła płatać mu różne figle. Najbardziej zdziwił go jednak fakt, iż nie mógł używać swoich mocy. Kiedyś, starczyłby jeden krzyk, by obezwładnić najsilniejszego nawet przeciwnika, teraz jedyną jego bronią były kamienie i umiejętności obronne, których nauczył się w dzieciństwie na zajęciach z różnych sztuk walki, w efekcie czego, jego skórę w wielu miejscach pokrywały głębokie rany, a on sam był zmęczony, brudny, ledwo przytomny. Gdy usłyszał czyjeś kroki, wyprostował się i rozejrzał się dookoła gotowy na to, by w jednej chwili od razu rzucić się do ucieczki.

            - Fabian? Fabian!

            - Kornelia, to ty?

            Kroki były coraz głośniejsze. Liście szeleściły pod czyimiś stopami, lecz nauczony swoim kilku godzinnym pobytem w tym dziwnym, przerażającym miejscu tego, że nie wszystko było tym, na co w pierwszej chwili wyglądało, wolał zachować wszelkie środki ostrożności. Dopiero, gdy szczupła, rudowłosa dziewczyna ze słabo świecącą, starą latarką w dłoni wyłoniła się zza jednego z wielu drzew, odetchnął z ulgą, niepewnie robiąc kilka kroków w jej stronię.

           - Cholera, Fabian, tak się bałam – powiedziała, przytulając go.

           W pewnej chwili poczuł, że nie może oddychać. Uścisk, którym uraczyła go Kornelia z każdą sekundą stawał się co raz mocniejszy i bardziej bolesny. Nie zauważył nawet, kiedy nieświadomie zaczął się jej wyrywać. Nie myśląc za wiele, uderzył ją, wkładając w cios całą swoją siłę. Podświadomie zdawał sobie sprawę z tego, że po raz kolejny się pomylił. Istota, którą miał za Kornelię, w rzeczywistości była kimś lub czymś innym. Rzucił się do ucieczki, lecz od razu po tym, gdy się odwrócił, poczuł jak kilka ostrych jak noże szponów wyrastających z palców Klary przebija mu skórę. A ona, śmiejąc mu się w twarz, nawoływała jego kuzynkę i patrzyła, jak bezradnie osuwał się na ziemię.

Marta Tarasiuk
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.