Podróże małe i duże

Estonia 2010: Tartu i okolice

Tęcza Nad TartuJeszcze siedząc w piątek w Viljandi zastanawiałyśmy się nad niedzielnym iściem do kościoła na Mszę. Jak już pisałam – w Estonii z kościołami ciężko. W całym kraju pracuje czternastu księży katolickich, w tym Estończyk sztuk jeden, który lat ma prawie dziewięćdziesiąt i jest kapelanem sióstr Brygidek. Dlatego też ogromne było nasze zdziwienie, gdy na stronie Kościoła estońskiego zobaczyłyśmy, że w Tartu, do którego się udawałyśmy, jest Msza po Polsku (we wrześniu 2010 była o 10:00)!

Stwierdziłyśmy więc, że jeśli jest Msza po naszemu, to będzie pewnie i ksiądz-rodak nasz, i on nas z chęcią przenocuje, i nie wyciągnie na żadną imprezę, jak to robili nasi wcześniejsi gospodarze... Oczywiście cieszyliśmy się, że nas zapraszają, że chcą się z nami bawić, ale sześć nocy prawie nieprzespanych (zwłaszcza w wykonaniu Zosi), to już było trochę za dużo.

Niedzielna Agapa czyli międzynarodowe rozmowy po MszyRano więc się zebrałyśmy z Viljandi i ruszyłyśmy stopem dalej. Gdy kierowca, który nas zabrał dowiedział się, że my chcemy na Veski 1 jechać (taki był adres kościoła), to od razu zaczął z Zosią burzliwą anglojęzyczną dyskusję na temat tego, dlaczego religia jest zła, dlaczego pierze mózg, że to generalnie masakra jest! Dzięki Bogu nie znam angielskiego i mogłam siedzieć cicho i się uśmiechać... Bo Estończycy są bardzo negatywnie nastawieni do spraw chrześcijaństwa. Z tyłu głowy gdzieś im cały czas siedzi, że religia równa się zaborcy. Jeszcze trochę wody musi upłynąć, by im ten stereotyp uciekł.

Łotyszka, słowacka siostra Katarzyna i PolkaZosia w kąciku relaksacyjnymMłoda polska Polka i starsza wileńska Polka

Gdy dojechałyśmy na miejsce okazało się, że księdza znaleźć nie możemy, ale za to jest jakaś tabliczka, na której było napisane coś związanego z „niepokalanym poczęciem” i św. Franciszkiem oraz piękna tęcza na niebie:) Po chwili narady zapukałyśmy. Okazało się, że są tam siostry Franciszkanki – dwie Czeszki, jedna Słowaczka – które (też po naradzie) zaproponowały nam podłogowy nocleg w ekologicznym przedszkolu, w którym była WANNA! Czyli że raj na ziemi.

Noclegownia PrzedszkolnaW akademiku tartuskim

Siostry zapewniły nam full serwis: dały ciasto, zupki w proszku (bo swoje zostawiłam u Maarji...) i herbatę. No i jak tu nie stwierdzić, że czasem zakony się przydają!? Z siostrami się pomodliłyśmy, porozmawiałyśmy, a potem pławiłyśmy się w lenistwie błogim w międzyczasie się bawiąc i ucząc się Estońskiego.

Najbardziej przydatne nam (i chyba nie tylko nam) zwroty estońskie, które weszły nam do głowy to:

Palun – proszę

Aitȁh – dziękuję

Tere – witam

Vabandust – przepraszam

Me oleme poolakad - my jesteśmy polkami

Me tahame Tartusse – my chcemy do Tartu

ProszęWitamMy jesteśmy polkami

A ze słów polskopodobnych wyłapałyśmy następujące:

Tusk – przygnębiony, zmartwiony

Matka – podróż

Anna – daj

Muzeum Historii W Dawnej KatedrzeMsza (co okazało się później) była po polsko-rosyjsku, z dodatkiem angielskiego, odprawiana przez bardzo radosnego księdza chilijczyka. Taki mały miks:) Po Mszy Siostry zaprosiły wszystkich na poczęstunek. Całkiem ciekawie było – porozmawiałyśmy z dziewczynami z Polski, Łotwy i USA, które akurat przebywały w Tartu na Erasmusie, ze starszą panią określającą siebie jako wileńska polka i z wieloma innymi osobami. Było bardzo międzykulturowo, więc interesująco. Zachęcam do odwiedzenia tego miejsca jak będziecie akurat w okolicy Tartu.

Stara kładka na bagnachLas koło Elvy

Hannes z gitarąPo rozejściu się wszystkich osób, żegnane serdecznie przez Siostry, poszłyśmy z polskimi dziewczynami do nich na akademiki, a potem pospacerować po mieście. Jeszcze raz usiadłyśmy w hippiepubie, powędrowałyśmy nad rzekę, aż w końcu spotkałyśmy się z Hannesem – znajomym już gospodarzem.

U niego spędziłyśmy kolejne dwie noce, a w międzyczasie (między imprezowaniem i rozmowami) zwiedziłyśmy Wzgórze Katedralne (Toomemägi), na którym w otoczeniu przyjemnego parku stoi Katedra Tartuska, a raczej to, co z tej niegdyś wielkiej budowli zostało. Jedna jej część została pozostawiona w stanie ruin (które zakonserwowano odpowiednio, co by się nie psuły), a w drugiej – tej odbudowanej i odnowionej – znajdziemy Muzeum Historii Uniwersytetu Tartuskiego.

Katedra TartuskaKatedra TartuskaKatedra Tartuska

Żebyśmy się nie nudzili Hannes ze swoim bratem postanowili zabrać nas w okolice Elvy (niecałe 30 km na południowy zachód od Tartu), które obfitują w lasy i bagna. Zabraliśmy ze sobą mapy terenowe, więc Zosia miała okazję zdawać spontaniczny test z kartografii. Jednakże w miejscu, do którego dotarliśmy były nie tylko rośliny i woda, ale znajdowały się tam także rzeźbione postaci z bajek estońskich, o których nasi gospodarze niestety niewiele wiedzieli... Obiecuję, że podczas następnej wyprawy bajkowy temat zgłębię dokładniej. Chyba, że ktoś z Was coś więcej o tym obliczu Estonii wie, to niech się odezwie na olga.rarytas@libertas.pl. Będę bardzo wdzięczna.

Bajkowa rzeźbaBajkowy potwór wodnyBajkowy wąż

Ślimacza WieżaNa koniec opowieści o Tartu chciałabym jeszcze wspomnieć krótko o „Ślimaczej wieży”. Nie znalazłam o niej informacji w żadnym przewodniku, ale bardzo zaintrygowała mnie ta budowla. Myślałam, że to jakiś biurowiec – wymysł nowoczesnej sztuki. Ale nie – w niej są najzwyklejsze mieszkania! Intryguje mnie to, jak są wewnątrz porozkładane pomieszczenia... Ktoś ma jakiś pomysł?

Brat Hannesa i Zosia
Olga Gretka
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.