Felietony > Zdaniem Siwmira

Dziady w Halloween

Cicho wszędzie, głucho wszędzie, Co to będzie, co to będzie?1

HalloweenNajprawdopodobniej kolejna narodowa pyskówka. Dyrektorka pewnego liceum, po interwencji katechetki zakazała w szkole obchodów Halloween, piętnując raczkujący w Polsce zwyczaj jako satanistyczną orgię.

Biję się w piersi, gdyż poniekąd przyłożyłem pazur do rozpropagowania dziecięcej zabawy wywodzącej się z celtyckich wierzeń. Rok w rok organizuję przedszkolakom bal przebierańców. Dłubiemy dynię, uczymy się zwrotu treat or trick, wypowiadamy nad kociołkiem zaklęcie oddalające wszystkie troski i zmartwienia. Dzieci dowiadują się, że Jack O’Lantern pochodzi od irlandzkich lampionów, którymi biorący udział w obrzędach oświetlali drogę zabłąkanym duszom, a rodzice częstowani są historią złośliwego pijaczka i okrutnika, któremu wydawało się, że przechytrzył samego diabła. Jest to przeżycie z gatunku niezapomnianych i jeszcze w maju słyszę: a pamięta pan jak się przebrałam za wróżkę?

Duchy, wampiry, zombie i kościotrupy dla współczesnego pięcio- i sześciolatka to dobrze znane postacie. Codziennie widzą je na ekranie domowego telewizora. I nie chodzi mi wcale o relacje pokazywane w „Wiadomościach”, ale o całe stada kreskówek, gier komputerowych, seriali etc. Wiedźmy, czarownice, czarnoksiężnicy są stworami bliższymi niż dajmy na to łagodny kot Filemon. Dlatego Halloween najbardziej odpowiada dzieciom, tym bardziej że w dzisiejszym wydaniu zabawa w przeddzień Święta Zmarłych niewiele ma wspólnego z obrzędami wynikającymi z lęków przed niepoznanym, duchowym światem istot bytujących poza „tu i teraz”. Zawsze trafi się na balu ze dwóch piratów, egipska mumia i najmniej piątka przybyszów z przeróżnych planet, które to stwory w wyobraźni młodego człowieka (skądinąd słusznie) dołączają do towarzystwa istot „nie z tego świata”. Rozbrajają mnie też pytania czy można się przebrać za księżniczkę albo Myszkę Miki. Małe dziecko nie widzi różnicy pomiędzy duchami nie mogącymi sobie znaleźć miejsca pomiędzy niebem i piekłem a postaciami bytującymi w bajkach. Małe dzieci nie boją się jeszcze śmierci – jest dla nich zbyt abstrakcyjna. Tak naprawdę, święto jest dla dorosłych, lecz właśnie im trudno przełamać pewne stereotypy. Osobiście byłem zmuszony tłumaczyć pewnej osobie, ostro protestującej przeciw zapaleniu świeczki wewnątrz dyni, że przecież następnego dnia sama pójdzie na cmentarz ze zniczami, by zapalić je na grobach bliskich. Będą one symbolizowały światło, które ma prowadzić zabłąkaną duszę.

Brytowie i Celtowie w identycznym celu robili lampiony, a jeśli lama w Tybecie zakręci młynkiem, będzie to też przejaw ceremonii, wypływającej z niemal identycznych przesłanek, podjętej w zbliżonym celu.

Niemniej jednak popularność Halloween w Polsce jest swoistym fenomenem. Dotarło do nas na początku lat 90-tych ubiegłego wieku. Z całą pewnością jest to wynik większego otwarcia na modną obecnie „kulturę zachodu”. Podejrzewam jednak, że trafiło na bardzo podatny grunt. Ożywa w nim zapomniany, przedchrześcijański zwyczaj „dziadów’. Do dzisiaj w najbardziej pierwotnej formie na terenie wschodniej Polski, Białorusi, Ukrainy i części Rosji, w dzień zaduszny wystawia się poczęstunek dla dusz zmarłych, aby zapewnić sobie ich przychylność i pomóc w osiągnięciu spokoju w zaświatach. Współcześni uczestnicy halloweenowej zabawy uzurpują sobie prawo do poczęstunku, stawiając gospodarzy pod presją wyrządzenia im psikusa. Zapomniana tradycja została przebudzona na nowo, na skutek impulsu z zewnątrz; wędrującym duszom oświetlano drogę do domu, rozpalając ogniska na rozstajach, aby mogły spędzić tę noc wśród bliskich. Kolejny słowiański odpowiednik Jack O’Lantern? Następuje też oryginalne połączenie ze zwyczajem „zapustów”, która to tradycja, co prawda z odmiennymi postaciami przebierańców, odbywała się na zakończenie karnawału i łączyła się z datkami dla zapustników.

Ekspansja chrześcijaństwa powodowała, że obrzędy pogańskie były (bezskutecznie) tępione, próbowano wyprzeć je surowymi zakazami, były zagrożone ekskomuniką. Jednakże lepszą drogą okazała się asymilacja. Utworzenie Zaduszek, kiedy wierni składają ofiary za zmarłych, znicz na grobie, wspieranie żebraków jałmużną, by modlili się za tych co odeszli to sposoby włączenia dawnych wierzeń w ramy obowiązującej religii.

Najbardziej znany opis literacki „dziadów” przecież także kiedyś wywoływał oburzenie Kościoła, powodując umieszczenie dzieła A. Mickiewicza wśród „ksiąg zakazanych” i to pomimo faktu, iż nawiązania wieszcza do „czyśćca” i „zbawienia” wyraźnie wskazują na postępujące przemieszanie zakorzenionych od wieków zwyczajów i wiary chrześcijańskiej. Ktoś jednak poszedł po rozum do głowy i w końcu zakaz czytania odwołano.

Może więc zamiast potępiać i zakazywać zastanówmy się nad tym co wspólne, niezależnie od tradycji, miejsca zamieszkania, wiary. Co wspólne i ludzkie – lęk przed niewiadomym, nieznanym i oswojenie go, czy to przez obrzędy, czy to przez wypływającą z poczucia humoru zabawę. Humoru, niejednokrotnie przejawiającego się niepewnym, podszytym histerią uśmiechem. Zrytualizowany, umieszczony w kategorii karykatur i zabaw lęk podobno mniej boli. Czemu więc tak bardzo bronimy się przed znieczuleniem?

Jan Siwmir
  1. Adam Mickiewicz, Dziady część II.

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.