Powieści i opowiadania > W cytrynowym świecie

Czekając na światłość

Czekając na ŚwiatłośćZłote kosmyki Słońca otuliły potężnego kasztanowca budząc go z grafitu poranka. Niesforne promyki wymykały się spod kontroli łodyg subtelnie podkreślając złoto i czerwień liści. Kora drzewa, koloru szlachetnej czekolady, była udrapowana niczym hellenistyczne szaty. Powietrze, pachnące dojrzałym owocem kasztanowca, rozłożyło swój jedwabny szal na miejscowy cmentarz mieszając się z zapachem świateł pamięci.

Z samego szczytu z dziecięcą ufnością oderwał się liść. Zachwycony lazurem nieba dryfował chcąc dotknąć boskiego puchu. Kołysał się delikatnie w rytm oddechu Ziemi. Jak dziecko w ramionach matki, spokojny. Nie przejął go szary płaszcz cmentarza w kierunku którego opadał. Wierzył, że dotrze tam światło.

Nagie wierzby kusiły go, aby przystanął na ich starczych, poskręcanych palcach. Wiotkie ręce falowały w rytm romantycznej melodii, a pomarszczone dłonie delikatnie muskały łodyżkę liścia. Zimny wiatr szeptał do ucha by dał się ponieść... On jednak z uśmiechem odmawiał.

Objął go Mistral, jednak jego natarczywe uściski nie przypominały objęć czułego Zefiru. Podczas burzliwych kołysań czuł się jak samotna łódź na wzburzonym morzu. Zachłysnął się zimnym powietrzem. Po chwili w oddali dostrzegł skąpaną w Słońcu wyspę. Uśmiechnął się.

Zagubił się w mgle. Stracił orientację w którym kierunku zmierza. Był sam. Wokół tylko szarość. Wszelkie odcienie szarości. Miejscami nałożone na siebie tworzyły czerń nie do przekroczenia. Opadał z sił, z każdą chwilą jego ciało stawało się cięższe. Betonowa łodyżka ciągnęła go ku ziemi. Chciał się poddać. Tak łatwo dać przyzwolenie szarości, zostać przez nią wchłoniętym. Lecz przecież... u celu jest światłość... Liść wyrwał się z ciemności. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.

Parę razy wiatr nim zakręcił chcąc zmienić kierunek jego lotu. On jednak z siłą kasztanowca oparł się. Liść opadł na drewniany pomnik, poczuł błogi spokój. Czekał na światłość.

W grobie leżała smukła dziewczyna o delikatnych, otwartych dłoniach. Jej mleczna cera, na wpół przezroczysta, pomieszała się z poziomkowym odcieniem serca. Rubinowe włosy otulały jej długą szyję zastępując szal. Mimo zimnych podmuchów wiatru w jej mieszkaniu gościło ciepło kominka. Zapalone światła pamięci chroniły ją od mroku. A ciemność pochłonęła już wielu...

Gromada radosnych promyków wkroczyła na cmentarz tanecznym krokiem. Oświetliły przestraszone, skrywające się cienie. Wygnały szarość. Nagrodziły hojne drzewa podkreślając ich piękno i ocieplając zmarznięte kończyny. Drzewa, które nie potrafiły spojrzeć za swą koronę, zostały ukarane. Obdarto z kryjącej je ciemności. Nagie z zazdrością spoglądały w kierunku drzew stojących na barwnych dywanach.

Promyk pocałunkiem zbudził liść unosząc go w takt walca wiedeńskiego.

Kąciki konwaliowych ust dziewczyny uniosły się wysoko.

Olga Zabielska
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.