Państwo, polityka, społeczeństwo... > Contemplata aliis tradere

Cisza

Jest piąta rano. Klasztorny korytarz cały zanurzony w półmroku. Tylko nieliczne promienie wschodzącego słońca przebijają się przez maleńkie okna znajdujące się tuż pod sklepieniem. Zdaje się, że to opuszczone miejsce zastygło w jednej monumentalnej XIII-wiecznej chwili pamiętającej pierwszych pierwszych braci dominikanów stąpających po tej posadzce. Idę powoli, ostrożnie stawiam kroki by nie zbudzić duchów przeszłości. Jeden dźwięk mógłby zniweczyć tę chwilę niezwykłego poczucia bycia jednością ze światem. Właśnie w tym miejscu i o tej porze. Chwila, która zrobiła krok w kierunku wieczności. Na jednym z żeber sklepienia klasztornego korytarza wisi stara, zakurzona tabliczka z łacińskim napisem SILENTIUM. O tej godzinie wydaje się, że nie tyle przypomina, co oznajmia stan w jakim się znalazłem.

Być może czytelnik w tym miejscu dojdzie do wniosku, że próbuję nieudolnie naśladować autorów pokroju Umberto Eco. Nawet nie śmiem. Bynajmniej nie sięgam do dalekiej historii, ponieważ taką sytuację przeżyłem kilka lat temu, kiedy było mi dane mieszkać w naszym dominikańskim klasztorze w Krakowie.

Wiem, że mówienie o ciszy jest samo w sobie nielogiczne. Równie dobrze mógłbym strzelać z wiatrówki do gołębi wyjaśniając, że takie zachowanie jest nieetyczne. Jednak ten felieton ma dotyczyć jednej z fundamentalnych potrzeb człowieka, a tą potrzebą jest właśnie potrzeba ciszy.

Zalew informacji jakie w dzisiejszych czasach przyjmujemy jest ogromny. Przeciętny Polak ma na samej „naszej-klasie” średnio 400 znajomych, kiedy przeciętny człowiek średniowiecza w ciągu całego swojego życia spotykał około 200 osób. Jeśli wierzyć statystykom, nasz umysł przerabia dziennie 300-1000 reklam, które pośrednio wpływają na nasze potrzeby i wybory. Jeśli dorzucić do tego liczne obowiązki w pracy, czy na studiach, niezwykle angażujące życie osobiste, jakieś zainteresowania (hobby czy sport), to nie dziwi, że ten przeciętny człowiek jest po prostu... zmęczony.

Cisza wydaje się pobożnym życzeniem - szczególnie dla rodziców dwulatka i studenta mieszkającego w akademiku. Może być w naszym mniemaniu wręcz luksusem, na który mogą sobie pozwolić nieliczni. Stąd może niektórzy marzą nie tyle o ciszy, co o spokoju. Tego jednak nie osiągniemy w centrum rozkrzyczanego miasta.

Jednak pragnienie ciszy nie przebija się jak głośna reklama w TVN-ie, bo inaczej straciłoby coś cennego, co niesie ze sobą, czyli samą ciszę. Jest ono raczej wiernym towarzyszem naszej egzystencji, które cierpliwie czeka na swoją kolej. A że ciągle ktoś się przed nie do owej kolejki wpycha – to już inna sprawa.

Pragnienia pragnieniami, ale nie ma co ukrywać, że choć może za ciszą czasem zatęsknimy, to się jej tak naprawdę boimy. Ma bowiem ona w sobie coś mistycznego. Jest atrakcyjna jak góry i podobnie jak góry niebezpieczna. Prowadzi do spotkania z sobą bez żadnego makijażu, bez żadnego upiększenia. Tylko w ciszy człowiek może poznać, że jest człowiekiem jak kamień poznaje w ciszy gór, że jest kamieniem – i to mu wystarcza. Ciszy nie da się jej oswoić, można jedynie przebywać w jej towarzystwie. Przed jej majestatem możemy jedynie zamilknąć i ją kontemplować.

W starych regułach zakonnych możemy przeczytać, że cisza jest warunkiem koniecznym kontemplacji i owocnego kaznodziejstwa. Dominikanie wręcz ukuli powiedzenie, że cisza jest matką kaznodziei. Kontemplacja i kaznodziejstwo – jak to pogodzić? Właśnie to wyraża tytuł działu w którym publikowane są te felietony, czyli dzielić się z innymi owocami kontemplacji.

Czasami mamy ochotę wyrwać się z machiny, w której czujemy się niczym jeden z bezosobowych trybików. Jak pisał podwórkowy poeta spray'em na murze: „Zatrzymajcie pociąg zwany życiem – ja wysiadam”. Przemęczenie, roztargnienie, niepokój – to tylko kilka z owoców zabieganego życia.

Znawcy duchowości zachęcają, by spędzić przynajmniej kilka godzin w miesiącu w samotności i ciszy. Wyjechać poza miasto, wyłączyć komórkę, z nikim nie rozmawiać, zapomnieć choć na te kilka chwil o całym świecie. Z pewnością każdy z nas w inny sposób przeżywa swoją pustynię, gdy staje w samotności sam ze sobą. Jednym daje to wewnętrzny pokój i siłę, innych powala na kolana, jeszcze innym pozwala odkryć Boga.

Stąd ostatnimi czasy wielkim zainteresowaniem cieszą się rekolekcje w ciszy. Można jednocześnie wypocząć i skonfrontować się ze swoimi wyobrażeniami o Bogu, o sobie i o świecie. A pierwszym krokiem do doświadczenia ciszy jest milczenie. Wystarczy wyłączyć komputer, zgasić światło i posiedzieć sobie dziesięć minut. Prawdziwe życie jest jak wielka rzeka. Płynie majestatycznie i spokojnie, nawet wrzucona tona gruzu jej nie poruszy. Tylko – czy jestem tylko obserwatorem rzeki, czy... rzeką?

Cisza przede mną i za mną, Cisza pode mną i nade mną, Obok mnie Cisza i Cisza we mnie. Ja Cisza...

PS. Kiedy powiedziałem o. Wojciechowi Gołaskiemu OP, że piszę felieton o ciszy, skomentował to krótko: „Bez poezji się nie da”. Proszę zatem o wyrozumiałość, że ten felieton odbiega stylem od pozostałych...

o. Adam Wyszyński OP
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.