Felietony

Bo rządzą służby

Bartosz ĆwirSpekulacje na temat tego, kto zostanie następcą Donalda Tuska trwały w najlepsze, kiedy na Facebookowym profilu (dokładnie 28 sierpnia) niejakiego Zbigniewa Stonogi pojawił się następujący wpis – „Dziś o 15 Tusk przestał być premierem, a została nim Ewa Kopacz. Tusk dostał ten stołek w Brukseli. Źródło : BOR” (pisownia oryginalna). Wówczas jeszcze nie było mowy o żadnym oficjalnym komunikacie, bowiem informacja o obsadzeniu przez Tuska stanowiska unijnego pojawiła się dopiero 30 sierpnia. Wydawałoby się zatem, że ów Pan Stonoga ma jak najbardziej właściwe informacje – scenariusz przecież rozgrywa się dokładnie tak, jak napisał on na swoim profilu. Problem w tym, że kilka dni później pojawił się nowy wpis o następującej treści – „Uwaga zmiana !!! Premierem będzie J K Bielecki. Starsi bracia górale nie zaakceptowali Ewy Kopacz” (pisownia oryginalna). Tym razem jednak mamy ewidentne pudło. Ale czy aby na pewno?

Opieranie się na informacjach „nie wiadomo skąd” (do takich zaliczam owe wpisy pana Stonogi, ponieważ de facto są one niesprawdzalne) nigdy nie robiły na mnie większego wrażenia. Nie to, że nie wierzę w spiski, manipulacje za opuszczoną kurtyną czy nawet skrytobójstwa. Owszem! Tego typu zagrywki stosowane były przez całe wieki i nie widać powodu, dla którego dziś miałoby cokolwiek ulec zmianie. Jednakże zwykle daleki jestem od tego, by wygłaszać wszem wobec, że ,,rządzą służby”, dosłownie wszyscy politycy to rozmaici pozoranci i agenci (z werbunku, a nie tylko z zamiłowań) i – co najgorsze – nic się z tym nie da zrobić. Donikąd prowadzi takie myślenie, a tym bardziej działanie – lub raczej jego brak – spowodowany przyjęciem za pewniak podobnych tez.

Tymczasem w wypadku pana Stonogi oraz jego informacji o przetasowaniach na szczycie rządów Rzeczypospolitej wziąłem na serio. Przyjąłem w ciemno, że faktycznie premierem zostanie Bielecki. Mimo to niewielkie było moje zaskoczenie, kiedy stało się inaczej, ale postanowiłem brnąć w założeniach dalej i czekać na ewentualne znaki, które potwierdzałyby fakt sprzeciwu służb specjalnych wobec wyboru na premiera Ewy Kopacz.

Zróbmy jednak mały wybieg – warto bowiem wytłumaczyć, co właściwie skłoniło mnie do zaufania jakiemuś Stonodze. Przecież jest to człowiek z ponad stoma procesami na kącie, który do tego siedział w więzieniu i... zaraz, zaraz! Iloma procesami? Ależ tak, nie może być mowy o żadnej pomyłce – Zbigniew Stonoga naprawdę był pozywany do sądu wielokrotnie i w sumie postawiono mu ok. 120 zarzutów. Do tego spędził dwa i pół roku w więzieniu (a mówiąc ściślej: w areszcie) bez absolutnie żadnego wyroku skazującego jego osobę na podobną karę. Wszystko za sprawą konfliktu z międzynarodowym przestępcą (ściganym nie tylko przez polskie służby, ale także przez Interpol) Józefem Jędruchem, który ograbił Skarb Państwa (na zasadzie wyłudzenia, poprzez działalność spółki KFI Colloseum) na ok. 300–400 mln złotych. Stonoga miał wspomnianą spółkę windykować i tak zaczęły się jego kłopoty, bowiem okazało się, że Józef Jędruch podzielił się kradzionymi pieniądzmi (nota bene: za kradzież owych został skazany) z czołowymi wówczas politykami – głównie Leszkiem Millerem i Aleksandrem Kwaśniewskim.

Na tym problemy Stonogi się jednak nie zakończyły, bowiem został ponownie wezwany do stawienia się w więzieniu (otrzymał pismo w kwietniu 2014 roku po tym, jak oficjalnie ogłosił swoje oskarżenia korupcyjne wobec dwóch wspomnianych panów), przez co zmuszony został do wyjazdu za granicę. Do dziś trudno ustalić, jak właściwie toczył się niektóre wypadki, ale historia owego przedsiębiorcy jest tak bogata w wydarzenia, że trudno się temu dziwić. Poza stratami finansowymi całe – mówiąc lekko – zamieszanie doprowadziło Zbigniewa Stonogę do zawału, a jego matkę do śmierci (72-letniej kobiecie kazano rozebrać się do naga podczas przeszukania w więzieniu, co doprowadziło do zawału i zgonu). Wbrew temu przedsiębiorca postanowił dalej walczyć.

Jego osoba i kontakty, które z całą pewnością posiada, doprowadziły do tego, że uwierzyłem informacji o wyniesieniu Jana Karola Bieleckiego do godności premiera z woli „tajnych służb”. Tymczasem wiemy, że miejsce to de facto zajęła Ewa Kopacz. I co dzieje się zaraz po objęciu sterów tonącego okrętu zwanego Rzeczpospolitą? Wychodzi rozporządzenie pani premier, która koordynatorem służb specjalnych powołuje szefa swojej własnej kancelarii – Jacka Cichockiego. Zwykle to szefowie MSW piastowali ten urząd i jak do tej pory nikt nie odważył się zmieniać takiego stanu rzeczy. Czyżby Ewa Kopacz (lub raczej ktoś, kto za nią stoi, bo wyjątkowo mało prawdopodobne jest, by intelektualna miernota pokroju nowej pani premier rozumiała, co właściwie wokół niej się dzieje) przeczuwała jakieś zagrożenie ze strony „służb”? Może jednak scenariusz z obsadzeniem najważniejszej funkcji w państwie Bieleckim nie były bezpodstawne i ktoś próbuje się teraz bronić przed konsekwencjami wdrożenia w życie innego modus operandi?

Oczywiście postronnym obserwatorom pozostają wyłącznie domysły. Nie warto jednak ślepo wierzyć w opisaną powyżej teorię – nawet jeśli jest ona prawdziwa. Warto z kolei uważnie obserwować najbliższe zdarzenia z oczekiwaniem na jakiś ewentualny kontratak ze strony ukrytych za kurtyną oficjalnej polityki sił. Afera taśmowa jest doskonałym przykładem na to, że spiski oraz konflikty bliżej nieokreślonych i absolutnie niejawnych stronnictw nie są wyłącznie wyssanymi z palca bajkami, ale rozgrywają się tu i teraz... szczególnie wówczas, gdy najmniej się o nich mówi.

Bartosz Ćwir
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.