Podróże małe i duże

Aurora Borealis

Zorza polarna (aurora borealis) – zawirowaniaZorza Polarna (aurora borealis, na półkuli południowej: aurora australis) jest jednym z najbardziej spektakularnych cudów natury. Zjawisko występuje w obszarach około biegunowych, jednak podczas silnych burz słonecznych, zorze mogą występować również ponad Polską, jak zdarzyło się podobno 17 marca (piszę podobno, gdyż osobiście tego nie widziałem). Zorze obserwowane na południu nie są tak widowiskowe, jak te „prawdziwe” występujące za kręgiem polarnym. Zorzę polarną w Europie obserwować można w Finlandii, Norwegii, Szwecji, Rosji i Islandii. Mnie dane było podziwiać ten niesamowity spektakl światła w Norwegii. Za norweską „stolicę” aurory uważane jest Tromsø. To ponad sześćdziesięciotysięczne miasteczko znajduje się 350 km za kołem polarnym. Latają tam samoloty z Oslo, Bergen oraz wielu innych norweskich lotnisk. Do Tromsø dostać można się również drogą lądową – samochodem lub autobusem, ale nie pociągiem, gdyż tory w Norwegii nie sięgają tak daleko na północ. Jednak ze względu na dystans ponad 1700 km dzielący to miasteczko od Oslo, podróż lądowa jest bardzo czasochłonna.

Najlepszymi miesiącami do obserwacji zorzy są luty i marzec. W innych miesiącach występuje ona również, jednak latem jest niewidoczna ze względu na białe noce, natomiast jesienią obserwację bardzo często utrudniają chmury. Zachmurzone niebo jest utrapieniem dla miłośników aurory nawet w czasie wspomnianych miesięcy. Podczas gdy 17 marca zorzę można było wypatrzyć w południowej Norwegii, w Tromsø chmury szczelnie zasłoniły niebo.

Zakwaterowanie w Tromsø nie należy do najtańszych – cena 700 nok (ok 350 zł) za dwuosobowy pokój z łazienką, jest ceną normalną. Ceny na kampingu nie są o wiele niższe, a za to standard w oferowanych domkach może być o wiele gorszy. Ponoć w internecie można wyszukać tańsze noclegi u osób prywatnych, jednak nie znam nikogo, kto by korzystał z takiej oferty. Znam natomiast osoby, które w lutym wybrały się za krąg polarny z namiotem...

Chwila wytchnieniaWyciszenie

Zorzę najlepiej obserwować z daleka od źródeł światła (miast, lotnisk, oświetlonych dróg). Dlatego my po przylocie do Tromsø wahaliśmy się między wynajęciem samochodu a skorzystaniem z oferty miejscowych operatorów organizujących „Northern Light Safari”. Cenowo wychodziło podobnie, ale w końcu wybraliśmy drugą opcję, gdyż nasz hotel pozbawiony był parkingu, a za postój samochodu na ulicy musielibyśmy dodatkowo dopłacać. Poza tym zdaliśmy się na wiedzę i doświadczenie przewodników w kwestii wyboru miejsca obserwacji. Cena takiego „zorzowego safari” to około 800 kr. od osoby. Cena zawiera przemieszczanie pomiędzy kilkoma sprawdzonymi miejscami, w których zorza może być dobrze widoczna, opiekę przewodników (w naszym przypadku byli to Włosi mówiący po angielsku) oraz poczęstunek (gorąca kawa i ciastka). Osoby z zasobniejszym portfelem mogą wybrać inny sposób przemieszczania – psie zaprzęgi, sanie z reniferami czy skutery śnieżne, a do tego zjeść tradycyjny posiłek Saamów w tradycyjnym laavo (stożkowaty namiot, rodzaj tipi). Przy takiej opcji, ceny mogą sięgnąć nawet kilku tysięcy koron (ot Norwegia).

Nasza wycieczka zaczęła się od wizyty w biurze turystycznym, w którym uiściliśmy opłatę i podpisaliśmy klauzulę, że jeśli nie uda nam się zorzy zobaczyć, nie będziemy mieli żadnych roszczeń względem organizatora... Potem (o osiemnastej) udaliśmy się na parking w centrum miasta, skąd trzy autokary wyruszyły w trzech różnych kierunkach. Później jadący nimi przewodnicy informowali się telefonicznie, gdzie warto jechać, a gdzie zorzy raczej się nie uświadczy. W czasie jazdy przewodnik poinformował nas, aby w celu uniknięcia rozczarowań, nie sugerować się zdjęciami zorzy oglądanymi w sieci, gdyż często są one efektem kilkumiesięcznych „polowań” z profesjonalnym sprzętem, a do tego często są podrasowane w programach graficznych.

Skromny początek zdjęcie zrobione przy bardzo długim czasie naświetlaniaPierwszy zwiastun prawdziwych atrakcji

Zabrano nas na jakieś pustacie w odległości około godziny drogi od Tromsø. Ciemno dookoła, trochę śniegu, 10°C poniżej zera, niebo czarne, a zorzy ani śladu. Przewodnik powiedział nam, że blada smuga przecinająca niebo, jest pochodzenia „zorzowego”. Wyglądała ona jak samolotowa smuga kondensacyjna, przez co była mało imponująca i wiele osób zaczęło powątpiewać w jej pochodzenie. Po zamocowaniu aparatu na statywie i ustawieniu bardzo długiego czasu naświetlania, na zdjęciach okazało się, że smug w rzeczywistości było kilka i wszystkie miały zielonkawą poświatę. Po wykonaniu całej serii zaszumionych zdjęć z ledwie widocznymi smugami, nagle nad pobliskimi wzgórzami zawisła zielona „błyskawica”. Wyraźna zygzakowata linia, widoczna gołym okiem została przywitana z ogólnym entuzjazmem, przy dźwięku westchnień i klikaniu migawek. Po około minucie wstęga zbladła, a później zniknęła całkowicie. Później nasze „smugi kondensacyjne” zaczęły przybierać coraz intensywniejsze barwy. Było to już coś, ale wciąż mieliśmy niedosyt.

Bardzo silna zorza widoczna pomimo świateł miastaZorza nad Tromsø

Przewodnicy postanowili zabrać nas w inne miejsce. Po drodze mijaliśmy Tromsø. I nagle niebo „wybuchło” na zielono. Nad miastem, pomimo ogromnej ilości latarni, pojawiać zaczęły się jakieś nieokreślone kształty, smugi, linie, a nawet spirale. Wszyscy rzucili się do okien z jednej strony tak, że autobus prawie stracił stabilność. Kierowca zatrzymał pojazd w pierwszym nadającym się do tego miejscu. Ludzie rozbiegli się we wszystkie strony, zaczęli się przepychać, rozstawiać statywy, strzelać fotki. Sam prawie rozdeptałem Azjatę, który położył się na ścieżce i starał się ustabilizować smartfona na konstrukcji wykonanej z kamieni i śniegu.

SpiralaTutaj zorza lekko osłabła

Safarowicze biegali z miejsca na miejsce, przenosili sprzęt, wchodzili sobie w kadr i klęli na siebie w kilku językach. A niebo szalało przez dobrych 20 minut. Później znów zabrano nas w inne miejsce, tym razem nad wodą. Znów jechaliśmy kilkadziesiąt minut, a za oknem co chwilę pojawiały się jakieś zielone smugi, które zaczynały nam już normalnieć.

Początek prawdziwych atrakcjiZorza ponad  obserwatorium

Po wyjściu z autokaru, po jednej stronie ujrzeliśmy niezamarznięte morze (no bo Golfsztrom), a z drugiej pagórki porośnięte karłowatą roślinnością. Nad wszystkim górowało wzgórze z białą kopułą obserwatorium. Zorza w tym miejscu z początku była nijaka. Ludzie rozeszli się dość spokojnie. Miejsca było dużo, więc każdy znalazł przestrzeń dla siebie. Przewodnicy w tym czasie szykowali poczęstunek. I nagle zaczął się prawdziwy spektakl. Niebo oszalało. Ze wschodu na zachód wystrzeliła szeroka wstęga, która falowała, przemieszczała się i stopniowo zmieniała barwę z zielonej na czerwonawą. Z jednej strony ukazało się coś w rodzaju falującej kurtyny, z drugiej zaś pojawiła się zielona spirala.

Bardzo mały wycinek tego co tam się działoZorza nad obserwatorium, w tle Gwiazdozbiór Byka

Główna wstęga cały czas górowała nad wszystkim i stopniowo przemieszczała się na północ, jakby gnana wiatrem. Co chwilę pojawiały się też pionowe linie, jakby słupy świetlne. Te dla odmiany były nieruchome, ale bardzo krótkotrwałe, przez co żadnej nie udało mi się uchwycić na zdjęciu. W tym miejscu spektakl trwał bez przerwy ponad godzinę.

Ta smuga biegła przez całe niebo ze wschodu na zachódOt zorza

Zachwyceni byli wszyscy, łącznie z przewodnikami, którzy mówili, że już dawno nie było takiej aktywności. Mało kto pamiętał o poczęstunku. Wszyscy biegali po pagórkach z zadartymi głowami i starali się o jak najlepszy kadr. Przed północą zorza znacznie osłabła, a przewodnicy postanowili zabrać nas w jeszcze jeden punkt. Tam atrakcją miało być to, że chodziliśmy po zamarzniętym jeziorze. Zorza stopniowo zanikała, aż wróciła do swej formy wyjściowej – przybrała formę ledwie widocznych „smug kondensacyjnych”. Ale nikt nie rozpaczał z tego powodu, gdyż wszyscy mieli po kilkadziesiąt zdjęć z poprzedniej miejscówki. Do Tromsø wróciliśmy grubo po drugiej w nocy. Byliśmy zmarznięci, zmęczeni, ale szczęśliwi. Naprawdę było warto. Na zdjęciach nie udało mi się nawet w połowie uchwycić tego, co widzieliśmy. Zorzę polarną po prostu trzeba przeżyć.

Łukasz Solawa
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.