Próbuję nie dorabiać do tego żadnej ideologii, po prostu w miarę możliwości unikam jedzenia mięsa. Nie pieprzę dyrdymałek o szanowaniu żywych istot w kraju o klimacie który zima wyklucza nie posiadania butów ze skóry, albo nie jedzenia tabletek które zwykle są w osnówkach z żelatyny. Po prostu nie kupuje mięsa – wyjątek stanowią ryby, z których zrezygnować nie sposób, jeśli ma się odrobinę żywieniowej odpowiedzialności. Z serów zrezygnować nie mam zamiaru. Nie płacę za mięso, i tak marnej jakości w sklepach wielkohalowych.
No ale czymś trzeba to zastąpić. Wiadomo, białko to nasz bazowy budulec, musimy je spożywać. Mnóstwo go jest w soi, ale ile można żreć soję – choćby nie wiem ile sposobów było na przyrządzenie tej soi to i tak smakuje tak samo i uchodzi z nas we wszystkich możliwych stanach skupienia – ci co wiedzą to wiedzą. Moim małym odkryciem swego czasu stała się Ciecierzyca, Cieciorka, Chickpeas z angielska, a po włosku jeszcze ładniej – Ciccerone. Można ją dostać w puszkach ugotowaną w zalewie, co jest oczywiście najprostszą linią oporu, ja zaś preferuję w kilogramowych siatkach, surową. Należy ją moczyć kilka godzin, puchnie w tym czasie niemiłosiernie, aż woda w której leży robi się od tego ciepła. Kiedy tak poleży w wodzie można z niej robić rożne fajne rzeczy. Dzisiaj będą dwie, mianowicie Falafel, oraz Humus.
Zacznijmy od falafela. Potrzebujemy kolejno: ciecierzyca, czosnek, cebula, natka pietruszki, natka kolendry (opcjonalnie), sól, pieprz, zmielony kmin rzymski, zmielone ziarna kolendry, suszona chili soda oczyszczona, sok z cytryny, mąka, oliwa/olej.
Wymoczoną ciecierzycę przekładamy do miski, wyciskamy pół główki czosnku i dodajemy pokrojoną cebulę.
Potem miksujemy całość na gładką masę (można korzystać z maszynki do mięsa, jak ktoś nie ma malaksera), dodajemy natkę pietruszki, natkę kolendry, sól, pieprz, zmielony kmin, zmielone nasiona kolendry, trochę suszonej papryczki chili. Miksujemy.
Dodajemy szczyptę sody, trochę soku z cytryny i wsypujemy mąkę, tak aby masa trzymała się za przeproszeniem kupy. Wyrabiamy ową masę i zmoczonymi w wodzie rękoma formujemy kuleczki wielkości kasztana.
Wrzucamy na niezbyt gorącą oliwę, smażymy w głębokim tłuszczu do zrumienienia. Gotowe wykładamy na papierowy ręcznik w celu odsączenia nadmiaru tłuszczu.
Falafle podajemy z chlebkiem pita, z ryżem, kus-kusem, czy wszelkiego rodzaju sałatkami śródziemnomorskimi, takimi z serem sałatą oliwą i pomidorami :).
Do humusu ciecierzycę musimy ugotować na miękko. Sporządzić też musimy sezamową pastę tahini, która niestety trudno u nas dostać gotową. Do przygotowania pasty tahini potrzebny jest... sezam. Sezam prażymy, następnie w miarę potrzeby podlewając go oliwą mielimy w malakserze na miazgę. Następnie taka pastę razem z ugotowaną ciecierzycą mielimy znowuż na miazgę :) Potrzebować będziemy jeszcze czosnek, dwie cytryny, pietruszkę, sól, pieprz i chilli (brzmi znajomo, co?) Z cytryn wyciskamy sok, w miarę możliwości usuwamy pestki. Dolewamy do masy, wyciskamy tam kilka ząbków czosnku, dodajemy sól pieprz i chilli i mielimy na miazgę. Kiedy zmielimy, a masa ma ładną jednorodną konsystencję – humus jest gotowy, dodajemy posiekaną pietruszkę i odrobinę oliwy.
Humus świetnie się spełnia jako pasta do kanapek, albo dodatek do sałatek. Obie potrawy to specjał bodajże libański, ale nie mam pewności bo można je dostać w większości krajów maghrebu, Turcji, Grecji czy Izraelu. Polecam i życzę smacznego.
Punk-Rock cuisine:
Tortilla zamiast Mercedesa 500 SLBarani łeb zamiast psychodelikówSvět je do pyrdele (Svíčková na smetaně)Pasta di Tonno e spinaciNa upalny maj - gazpacho i chłodnik litewskiMamma Mia czyli oda do włoskiej kuchniPo prostu zupa z oberibyPunk-rockowe chaczapuriFlapjack emigranckiHalawa dla leniwychPesto dla Ciebie dla rodzinyCie...cie...cie...cierzycaZapiekanka awaryjnaGrillowany lipiec