Kultura > Młode pióra

Anna Soczawa – marzenia się spełniają

Anna SoczawaTym razem naszym gościem jest osoba doprawdy niezwykła, bo jak często zdarza się, aby książkę opublikowała… dwunastolatka.

Drodzy Czytelnicy, oto przed Wami Anna Soczawa – autorka „Nowej”, pierwszego tomu cyklu „Cienie Nieśmiertelnych”, który ukazał się nakładem wydawnictwa Stapis.

Anię, podobnie jak większość pisarzy udzielających mi wywiadów, poznaję tylko i wyłącznie dzięki Renie oraz jej wspaniałemu blogowi: http://in-briliance-of-moon.blog.onet.pl/ Jestem w szoku, gdy dowiaduję się, iż autorka „Nowej” ma zaledwie dwanaście lat. Styl zaprezentowany na jej blogu wskazuje raczej na siedemnasto-, może szesnastolatkę.

Dlaczego warto przeczytać Twoją książkę?

Przede wszystkim dlatego, iż nie jest to kolejna przeróbka „Zmierzchu” czy „Pamiętników Wampirów”. Przedstawiłam w „Nowej” zupełnie odmienną wizję świata Nieśmiertelnych – zarówno wizerunek wampira, jak i „pełnokrwistej” wiedźmy.

Brzmi ciekawie. Mogłabyś zdradzić nam więcej szczegółów?

Moja powieść opowiada o wampirach, czarownicach i tak dalej, czyli typowa powieść fantasy dwudziestego pierwszego wieku. Bohaterowie są dosyć młodzi, od trzynastu do szesnastu lat. Główną bohaterką jest Ann - nastolatka, której monotonne życie zmienia się zupełnie nagle. Dziewczyna próbuje odnaleźć się w nowym świecie, do jakiego właśnie dołączyła, a wkrótce okazuje się, że poszukuje jej wiele osób. Nie wszystkie z nich mają dobre zamiary…

Wow, skąd taka tematyka?

Fantastyka, to według mnie, najlepsza dziedzina współczesnej literatury, najbardziej oddziałuje na wyobraźnię, a właśnie tego czytelnicy potrzebują najbardziej, prawda? Pokochałam fantastykę, zarówno Harry'ego Pottera jak i „Opowieści z Narnii”. Teraz nie potrafiłabym już chyba napisać czegoś dobrego bez choć jednego fantastycznego wątku.

Kiedy przeczytałam „Zmierzch” Stephanie Meyer, absolutnie zakochałam się w wampirach. Zafascynował mnie ten mroczny, fantastyczny świat. Jako, że lubię rozmyślać nad tym co nierealne, w mojej głowie powstał wstępny zarys postaci oraz historii. Chciałam, aby Ann przeżywała takie surrealistyczne przygody, o jakich zawsze marzyłam, czytając powieść fantasy.

A dlaczego Ann nie może owych „surrealistycznych przygód” przeżywać w Polsce? Dlaczego zdecydowałaś się na Stany Zjednoczone?

Przeważył o tym – być może – bardzo głupi fakt, a mianowicie zagraniczne imiona, do których mam straszną słabość. Zdawałam sobie sprawę, że będzie trudno napisać coś o kraju, którego obyczajów nie znam, właśnie dlatego zdecydowałam się na stworzenie fikcyjnego miasteczka, które do złudzenia przypomina polskie. Przykładam bardzo dużą wagę do detali. Często trudno jest się przestawić na inny system szkolnictwa, plan lekcji, wygląd zwyczajnych uliczek na przykład w Stanach Zjednoczonych. Staram się unikać rzeczy, o których nie mam pojęcia i zastępować je wymyślonymi przez siebie.

Czy kiedykolwiek wcześniej próbowałaś wydać książkę? A może wysyłałaś opowiadania do gazet?

Nie, za to prowadziłam kilka blogów z tekstami fan fiction. Myśl o opublikowaniu książki pojawiła się dopiero, gdy otrzymałam pierwszy pozytywny komentarz na blogu, bo początkowo „Nowa” była jedynie zwykłym opowiadaniem. Wtedy właśnie zaczęłam wierzyć w to, iż po kiepskich początkach – czyli głównie problemach z weną i pomysłami – ta historia może być naprawdę dobra.

A co później? Ile czasu zajęło Ci pisanie? Ciężko było przemienić bloga w prawdziwą książkę?

Pisanie zajęło mi około roku, może osiem miesięcy. Największą przeszkodą był naturalnie brak weny, która – jak wiadomo – bywa kapryśna. Nigdy nie próbowałam pisać na siłę. Czekałam, aż wena sama nadejdzie, a jeśli trwało to zbyt długo, zabierałam się za fan fiction, które zawsze mi pomaga.

Wydać własną książkę – jak to jest, jakie to uczucie?

Proces wydawniczy zdawał się dłużyć z każdym dniem, pod koniec zwłaszcza, gdy na kilka dni przed wydaniem (dokładnie 31 stycznia 2011) pojawiły się oboczności, spowodowane... hm, złośliwością rzeczy martwych. Maszyny nie były chętne do współpracy.

Do ilu wydawnictw pisałaś? Jakie były odpowiedzi? Dlaczego ostatecznie zdecydowałaś się na Stapis?

Wybacz, ale nie chciałabym odpowiadać na to pytanie. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.

Ależ oczywiście, że nie. W takim razie powiedz mi, czy jesteś zadowolona ze współpracy z wydawnictwem Stapis?

Tak, jestem zadowolona.

Jak oceniasz swój debiut? Z niego również jesteś zadowolona?

Jestem zadowolona, chociaż to oczywiście dopiero początek i zaczynam pisać coraz lepiej. Nie uznałabym tego za pisarski falstart, ponieważ uważam, iż to dobra książka i wielu osobom się spodobała. Oczywiście, że zdarzają mi się chwile zwątpienia, ale to jest chyba naturalne – w wielu przypadkach, w tym w moim, przywiązujemy zbyt dużą wagę do jednej opinii, która prawdopodobnie wynika z zazdrości i przejmujemy się nią, choć otacza nas mnóstwo innych, pozytywnych słów. Nie wiem, co pozwala mi zachować wiarę w siebie. Chyba fakt, że mam tak wielu wspaniałych ludzi przy sobie, którzy zawsze rozwieją moje wątpliwości.

Zamierzasz napisać coś jeszcze?

Tak, jestem w trakcie pracy nad kilkoma projektami. Mam nadzieję, że uda mi się wybić z nową powieścią, która – przynajmniej tak mi się wydaje – ma zadatki na naprawdę interesującą.

Proszę, dokończ następujące zdanie: „Pisanie jest dla mnie…”

Pasją. To chyba najbardziej odpowiednie słowo. Hobby jest za słabe. Mam też nadzieję, że nie doczekam dnia, kiedy będę traktować pisanie jak pracę czy obowiązek. To odbiera całą przyjemność z pracy nad jakąkolwiek historią.

Czy pisarstwo czasami przeszkadza Ci w życiu? Może z czymś koliduje?

Zdecydowanie ze szkołą. Trudno jest odrabiać zadania czy chociażby skupić się na matematyce, gdy ma się w głowie tylko losy swoich bohaterów. Ale staram się sobie z tym radzić.

Skąd czerpiesz pomysły?

Inspiracją może być wszystko. Czasem jest to odpowiednia piosenka, wiersz, proza, film... Osobiście uwielbiam improwizację. Nigdy nie robię czegoś takiego jak planowanie rozdziałów czy coś w tym stylu. Wymyślam ogólny zarys, ale większość pomysłów napada mnie już w trakcie pisania.

Czy mogłabyś mi zdradzić, jak nauczyłaś się pisać? Szczerze mówiąc, byłam w głębokim szoku, gdy dowiedziałam się, iż masz dopiero dwanaście lat. Twój styl jest bardzo… dojrzały.

Nie wiem. Od zawsze starałam się pisać. Początkowo teksty były słabe i nudne, poruszały sprawy, o których nie miałam wtedy pojęcia. To chyba najtrudniejsze ze wszystkich pytań. Ja chyba... urodziłam się taka? Nie mam pojęcia, jak mogę to inaczej nazwać.

Właśnie, czy z talentem trzeba się urodzić? A może pisanie to jedynie rzemiosło, którego można się wyuczyć?

Hm, ciężko powiedzieć. Nie uważam, żeby było to rzemiosło, bo jeśli nie ma się ani trochę umiejętności pisarskich, to pisze się trochę „na siłę”, a z tego nigdy nic dobrego nie wynika. Ale nie sądzę też, by od urodzenia pisało się fantastycznie. Moje zdanie jest takie: trzeba mieć trochę talentu – choć niekiedy wystarczy nawet wiara w siebie – ale ciągle trzeba się uczyć. Pisanie to sztuka i wymaga poświęceń, tak jak namalowanie obrazu.

A gdy się już coś napisze, jak to rozreklamować? Słyszałam, że w sprawach marketingowych, niestety, nie zawsze można polegać na wydawcy.

Najlepszą drogą do serca czytelnika w obecnych czasach jest... Internet. Jeszcze nie poznałam osoby, która nie miałaby z nim styczności. Trzeba po prostu wiedzieć, kogo zainteresuje wydanie naszej powieści, to wszystko. Jednym słowem: najlepiej reklamować się wśród młodzieży, która także lubi czytać czy pisać.

Co jest w książce najważniejsze? Co może uczynić z niej bestseller?

Zdecydowanie dobry pomysł. Na drugim miejscu stawiam rozwój wydarzeń bogaty w akcję.

Niektórzy marzący o pisarstwie ludzie unikają czytania książek. Obawiają się, iż może to zniszczyć niepowtarzalność ich stylu. Czy się z nimi zgadzasz?

Nie sądzę, by zabijało niepowtarzalność, ponieważ to właśnie dzięki czytaniu kreujemy swój własny styl pisania, łączymy w nim to, co w książkach innych autorów wydaje nam się najciekawsze.

A krytyka? Co sądzisz o niej?

Na pewno jest pożyteczna – dzięki temu możemy dowiedzieć się, co powinniśmy poprawić i co może przeszkadzać w czytaniu potencjalnemu czytelnikowi.

Tak na zakończenie, co poradziłabyś innym młodym autorom oraz osobom myślącym o pisaniu?

Kochani, nie bójcie się. Marzenia się spełniają. Ja też miałam wiele wątpliwości na początku, zwłaszcza, gdy jakiś rozdział mi nie wyszedł. Ale to nie stoi na przeszkodzie. Jeżeli bardzo się w coś wierzy, to staje się to osiągalne. Ale pamiętajmy, że nie możemy po prostu zakładać, że nam się uda - musimy się do tego naprawdę przyłożyć. Moja rada dotycząca rozdziałów, z których nie jesteście zadowoleni: omińcie je. Zacznijcie pisać fragment, który sprawi Wam przyjemność. Przecież pisanie to nie przymus. Zawsze można wrócić do tamtego miejsca, nawet na samym końcu.

Serdecznie dziękujemy młodej pisarce za tak wspaniały wywiad, a Was, drodzy Czytelnicy, serdecznie zachęcamy do odwiedzenia bloga poświęconego „Nowej”: http://cienie-niesmiertelnych-ksiazka.blog.onet.pl/ , strony na Naszej Klasie: http://nk.pl/#grupy/252528 oraz Facebooku: http://www.facebook.com/pages/Anna-Soczawa/259098564170324 oraz przeczytania dwóch fragmentów książki.

FRAGMENT I

- Ktoś tu jest – szepnęłam.

Melissa zaniepokoiła się, ale zaraz przewróciła oczami.

- To nie możliwe! – stwierdziła. – Wyczułabym go.

- Ale… – zaczęłam niepewnie. – To nie jest ludzki zapach.

Jack spojrzał na mnie przerażony.

- Jak to?

- Nie wiem… – zaczynałam histeryzować.

- Ann, uspokój się! – powiedziała Melissa. – Uspokój się. Weź kilka głębokich wdechów – zaleciła. – A teraz powiedz, co czujesz.

Moja twarz spoważniała. Wpatrywałam się w stojącą przede mną pustą ramę drzwi.

- Smród – wyjaśniłam krótko. – Jeszcze nigdy nie czułam takiego smrodu. To się rusza. Chodzi tutaj i bardzo śmierdzi. Nie wiem…

Melissa rzuciła zdziwione spojrzenie Jackowi, a następnie mnie.

- Może… – zaczęła, ale gwałtownie jej przerwałam.

Znów coś poczułam.

- Idzie tutaj – stwierdziłam nieprzytomnie. – Jest za wami. Uzbrojone.

Melissa przewróciła oczami.

- To nie…

Przeraziłam się. Wstrząsnęło mną. Natychmiast odsunęłam się od Melissy.

Nad Melissą stała postać. Jeszcze przed chwilą w ręku trzymała drewniany kołek – broń. Zaś teraz przedmiot tkwił w plecach Melissy.

Byłam tak zaskoczona, że nie mogłam wydusić z siebie słowa. Jack zresztą też. On wybrał łatwiejszą drogę – zaczął uciekać.

Zręczna istota wyciągnęła kolejny kołek. Skierowała dłoń w stronę Jacka, po czym przyciągnęła ją do siebie. Jack przeleciał w powietrzu przez połowę parteru willi i znalazł się u stóp postaci.

Istota zamachnęła się i wbiła kołek w plecy Jacka. Chłopak jęknął z bólu.

- Jack, nie! – wrzasnęłam przerażona, tak jak wtedy, w domu Earls’ów.

Postać odwróciła się w moją stronę, jakby dopiero teraz mnie zauważyła. Wyciągnęła kolejny kawałek drewna. Podniosłam się, otrzepując kolana z ziemi. Zaczęłam się cofać do tyłu, ale cały czas patrzyłam na napastnika. Obserwowałam każdy jego ruch. Kołek wystrzelił w moją stronę jak z procy. Podskoczyłam i zwinnie złapałam go w locie. Istota była zaskoczona. Widocznie nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji. Uśmiechnęłam się pod nosem i odrzuciłam kawałek drewna w stronę postaci. Próbowała uciec po schodach, ale kołek był szybszy. Ugodził istotę w udo. Z nogi postaci wyciekła krew. Zakryłam sobie nos dłonią. To był ten sam smród, ale w jeszcze bardziej nasilonej dawce. Podeszłam do progu domu. Moja twarz była niesamowicie poważna. Byłam wściekła na tę osobę, za to, że próbowała zabić moich przyjaciół i mnie. W słabym świetle księżyca zobaczyłam przerażoną twarz czołgającej się po podłodze dziewczyny. Wyglądała bardzo pięknie. Jej długie czekoladowe włosy zataczały się w lekkich falach dookoła buzi w kształcie serca. Jej brązowe oczy zalśniły ze strachu.

- Kim jesteś? – zapytałam dobitnie.

(fragment rozdziału 12. "ATAK")

FRAGMENT II

 

- Wszystko w porządku? – usłyszałam za sobą głos.

Przewróciłam oczami. Wróciłam do przerzucania sobie soli przez palce.

- Obchodzi cię to, Jack? – syknęłam.

Nie miałam najmniejszej ochoty z nim rozmawiać. Z żadnym z nich. Byłam tu gdzie teraz, czyli w motelu „Zapadła dziura”, tylko dlatego, że nie miałam dokąd się udać. Oczywiście, mogłam wrócić do tej chatki w lesie i czekać, aż ten psychopata znowu będzie próbował mnie zabić. Albo zamieszkać w domu Melissy, choć kompletnie nie miałam pojęcia, gdzie on się znajduje.

- Tak, obchodzi – odparł Jack twardo. – I nie rozumiem, dlaczego zachowujesz się w ten sposób. Przecież chcemy ci tylko pomóc!

Prychnęłam.

- Trudno przyjmować pomoc od kogoś, kto nie wie, jak jej udzielić – warknęłam. – Bo wy nie wiecie. Żadne z was nie wie.

- Ale mogłaś nam powiedzieć o tym Głosie – upierał się dalej. – Na pewno coś byśmy poradzili z Melissą i Kaylą.

Nie wytrzymałam. Próbowałam się opanować, ale emocje znów wzięły w górę. Poderwałam się z krzesła i doskoczyłam do Jacka w okamgnieniu.

- Co byście poradzili?! – zawołałam. – Wyśmialibyście mnie? Też mi pomoc! Wy nie wiecie jak mi pomóc! Pogódź się z tym wreszcie!

- Nie pogodzę! – Jack także krzyczał. – A wiesz, czemu się z tym nie pogodzę?!

- No, proszę! Oświeć mnie! – Czasem sarkazm był moją najlepszą deską ratunku. Ale nie w tej chwili.

- Bo ja cię...

Zamarłam. On również. Zapadła głucha cisza, a ja poczerwieniałam na twarzy. Wiedziałam, co chce mi powiedzieć. Jednak główną przyczyną mojego niedowierzania było to, że pierwszą odpowiedzią z mojej strony, jaka nasunęła mi się na myśl było: "Ja ciebie też."

- ...Bardzo lubię - dokończył wreszcie. – I jesteśmy przyjaciółmi. A przyjaciele powinni sobie pomagać.

Napięcie zniknęło z mojej twarzy. Gniew powoli opadał. Postanowiłam patrzeć w innym kierunku. Jack złapał mnie za ramię.

- Ann… – rzekł powoli. – Wiedz, że ja zawsze będę twoim przyjacielem. Zawsze nim byłem i zawsze będę. Chcę, żebyś wiedziała, że bez względu na wszystko, możesz mi ufać i liczyć na moją pomoc. Nieważne, w jak beznadziejnej sytuacji się znajdziesz.

Zaśmiałam się pod nosem. Jack miał niezwykły dar rozładowywania napięcia. Ale, o dziwo, tylko wtedy, gdy byliśmy sami. Przy dziewczynach ten dar znikał.

Do tej pory nie umiem wytłumaczyć, dlaczego objęłam wtedy Jacka najmocniej, jak tylko potrafiłam. Położyłam mu głowę na ramieniu. On z kolei był strasznie sztywny. Widocznie nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. Po chwili jednak odwzajemnił uścisk.

- Jack, ja też będę twoją przyjaciółką – szepnęłam. – Zawsze. Nieważne, w jak beznadziejnej sytuacji się znajdziesz.

On także się roześmiał. Podałam mu rękę.

- Zgoda? Już nie będziemy się kłócić? – zapytałam, potrząsając przy tym dłonią.

Jack ścisnął ją, a na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech.

- Zgoda.

I wtedy stało się coś naprawdę dziwnego. Ja i Jack patrzyliśmy na siebie rozpromienieni, tonąc w swoich oczach. Na chwilę. Na kilka sekund. Moje policzki pokryły się niekontrolowanym rumieńcem. Jeszcze nigdy się tak nie czułam. Jack zacisnął palce na moim ramieniu i delikatnie przyciągnął do siebie. Nie odrywając od siebie wzroku, nasze usta przybliżyły się do siebie. Czułam jego ciepły oddech na mojej skórze. Nasze wargi już niemalże się stykały, już poczułam ich niepewny dotyk na sobie, gdy nagle do naszej „rozmowy” włączył się trzeci głos.

- No, proszę! Tu was mamy!

(fragment rozdziału 21. "BLISKO I DALEKO")

Marta Tarasiuk
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.